12.04.2017

Prolog

Gdy tylko zadzwonił dzwonek wstałam z ławki i pchnęłam ciężkie na wpół szklane, na wpół drewniane drzwi. Czułam, jakby w tej klasie brakowało powietrza. Dałabym się założyć o naprawdę wiele, że połowa siedzących za mną dziewiętnastolatków gapiła się na mnie przez całe czterdzieści pięć minut. Podeszłam do swojej nowej – kolejnej nowej – szafki i oparłam się o ścianę. Czułam ulgę wiedząc, że mam za sobą pierwszy dzień. Ale tym razem o nic już nie dbałam. Wątpiłam czy na tej przeprowadzce się skończy.
-Cześć.
Przymknęłam szafkę, wychylając się w kierunku jasnowłosej dziewczyny.
-Cześć.
Odpowiedziałam uśmiechając się szczerze. Chyba gdzieś ją już dzisiaj widziałam. Tak mi się wydawało. Była ładna.
-Jestem Rosee.
-Spencer.
Odpowiedziałam zamykając szafkę.
-Pomyślałam, że to będzie miłe, jeśli z Tobą zagadam. Też kiedyś byłam tu nowa, i uwierz mi, ludzie tutaj nie są tacy prości. Ktoś Cię odbierze, czy chcesz się przejść?
-Ehm.. jasne, chętnie się przejdę.
Odpowiedziałam trochę zdezorientowana. Nie spodziewałam się mieć towarzystwo w drodze powrotnej do domu – nowego domu. Założyłam kosmyk włosów za ucho, lekko przygryzając wargę. To było naprawdę miłe z jej strony, ale wynikało to chyba z tego, że jako jedyna wyróżniałam się z tłumu chodząc w pojedynkę z podręcznikiem.  Ciągle się uśmiechała i chciała coś mówić. Poprawiłam torbę na ramieniu i ruszyłyśmy wolnym krokiem w kierunku głównego wyjścia.
-Więc.. dlaczego przeprowadzasz się tutaj pod koniec semestru?
Podrapałam się po czole, zastanawiając się od czego mam zacząć i czy oczekuje ode mnie całej historii mojego życia. Umiałam to prawie na pamięć. Nic w tym trudnego. Otworzyłam usta, żeby zacząć, ale przerodziło się to w minę niezadowolenia. Odwróciłam się za dziewczyną, gdy książki, które przed chwilą ciasno obejmowałam, teraz leżały na ziemi.
-Może lepiej patrz jak chodzisz.
-To ty na mnie wpadłaś.
Odpowiedziałam pośpiesznie, gdy dziewczyna z oburzeniem odrzuciła włosy za ramię.
-Dasz sobie z tym radę?
Odwróciłam się z powrotem w stronę Rosee patrząc jak zbiera moje książki. Pośpiesznie kucnęłam obok niej, wyręczając ją w tym.
-Dziękuję.
Wstałam i odwróciłam się jeszcze na chwilę w stronę trzech śmiejących się dziewczyn.
-Kto to?
Zapytałam popychając wielkie szklane drzwi, i puszczając Rosee przodem. Poczułam na skórze przyjemny ciepły wiatr. Kochałam lato.
-Claire. Nie zwracaj na nią uwagi. To było do przewidzenia.
-Że na mnie wpadnie?
-Taka jest właśnie Claire. Shawn ustąpił Ci swojego miejsca. Na zajęciach z biologii. Wszyscy widzieliśmy, że się jej się to nie spodobało.
Próbowałam wrócić pamięcią do tej lekcji, ale jakoś nie mogłam sobie tego przypomnieć. Nie zwracałam na to uwagi i nie wiem nawet jak wyglądał chłopak o którym mowa. Ale teraz wiedziałam, skąd kojarzę Rosee. Chodzimy na te same zajęcia.
-To na czym skończyłyśmy?
Szłyśmy dość wolno w kierunku mojego domu. Nie przeszkadzało mi to, że pyta jaki jest powód mojej przeprowadzki. Była naprawdę miła.
-Mama maluje. Ma dusze artysty i nudzi ją dłuższe siedzenie w domu. Przeprowadzałyśmy się już trzy razy w tym roku.  Rozwiedli się z tatą, bo twierdził, że jest nieodpowiedzialna. Znów wyjechała, a tata stwierdził, że zabiera mnie do siebie.
-Nie podoba ci się ten pomysł?
-Nie za bardzo dogaduje się z jego narzeczoną. I jej synem też
Spojrzałam na Rosee i zauważyłam na jej twarzy współczucie. Nie chciałam tego, więc się uśmiechnęłam.
-Czym zajmuje się twój tata?
-Projektuje domy. To mój.
Przystanęłam obok bramki, wskazując na dom skinięciem głowy. Naprawdę nie miałam ochoty tam wchodzić. Spojrzałam jednak na Rosee, gdy złapała mnie za rękę. Uśmiechała się od ucha do ucha.
-Mieszkam tam! Co za zbieg okoliczności.
Odpowiedziałam jej uśmiechem. Nie wiedziałam jeszcze dlaczego, ale poczułam ulgę.
-Jeśli chcesz mogę zajść po ciebie rano.
-Jasne.
-Do zobaczenia jutro.
Pomachała do mnie, mimo że stałam obok niej i odwróciła się. Zostałam sama i spoważniałam, gdy tylko spojrzałam na drzwi wejściowe. Głęboki oddech i szybki krok. Chciałam jak najszybciej znaleźć się na górze, ale Kelly zatrzymała mnie, gdy tylko weszłam na pierwszy stopień.
-Cześć Spencer. Jak pierwszy dzień w szkole? Zrobiłam obiad, zejdziesz za chwilę na dół?
Miałam ochotę zwymiotować, gdy patrzałam jak słodko się do mnie uśmiecha. I nawet jeśli wcześniej byłam głodna, odechciało mi się.
-Nie jestem głodna.
-Spencer.
Zdawałam sobie sprawę, że zachowywałam się niegrzecznie, ale naprawdę nie miałam ochoty na pogawędki przy obiedzie. Mówiła do mnie jak do dziesięcioletniego dziecka.
Zatrzymałam się w połowie drogi na schodach, gdy zobaczyłam jak Owen mija mnie i zbiega na dół. Wydawało się jakby w ogóle mnie nie zauważył. Odwróciłam się i spojrzałam na niego.
-Owen.
Przystanął i zaskoczony na mnie spojrzał. Był moim jedynym kołem ratunkowym. Tata był jeszcze w pracy, a ja nie chciałam zostawać z jego matką sama w domu.
-Mogę jechać z Tobą?
Zauważyłam, że trzyma w ręku klucze od auta. A przez ramie ma przewieszoną torbę sportową.
-Co?
Był zdziwiony i prawdę mówiąc ja też się sobie dziwiłam.
-Nie chcę siedzieć w domu. Nikogo tutaj nie znam.
-Twierdzisz, że mnie znasz? Nie będę robił za twojego starszego brata.
Otworzyłam jedynie usta, ale nic z siebie nie wydusiłam. Przełknęłam głośno ślinę i odwróciłam się, by w jednej sekundzie znaleźć się już w swoim pokoju.
-Spencer. Zaczekaj.
Przystanęłam, ale nie odwróciłam się. Nie potrzebnie się do niego w ogóle odzywałam.
-Nie chciałem być nie miły. Jeśli jesteś pewna, że tego chcesz za trzy minuty wsiadam do auta.
Odwróciłam się do niego i spojrzałam jak uśmiecha się do mnie wymuszenie. Potrzebowałam jedynie ołówka i notesu. Zmieszczę się z trzech minutach.

Siedziałam na ogromnym parapecie i słuchałam muzyki, co chwilę zmazując to co przed sekundą narysowałam. Nie miałam dzisiaj dnia. Do niczego. Jazda z Owenem w samochodzie pełnym napięcia i ciszy mnie przerażała, ale było to lepsze niż siedzenie w tym domu. Nie spodziewałam się jednak, że wyląduje w.. siłowni. Nie chciałam obserwować jak ze skupieniem wali w worek treningowy, ale budowa jego ciała przyciągała wzrok. Ocknęłam się, gdy zdałam sobie sprawę, że chłopak, który właśnie do niego podszedł macha do mnie. Uśmiechnęłam się zdezorientowana i prawie wbiłam wzrok w kartkę. Przecież mogłabym siedzieć w jakimś głupim parku. Podniosłam jednak z powrotem głowę, gdy zauważyłam, że ktoś właśnie wchodzi na stojący przede mną ring. Wyciągnęłam z uszu słuchawki i odruchowo się wyprostowałam. Stało na nich dwóch chłopaków w samych spodenkach i rękawicach bokserskich. Drgnęłam, gdy ten po mojej prawej stronie wykonał pierwsze uderzenie. Odłożyłam ołówek przyglądając się dokładnie jego posturze. Miał groźny i nie przyjemny wyraz twarzy, ale jednocześnie był niebywale piękny. Większość jego ciała ozdobiona była tatuażami. Na łydce, na rękach, na torsie i szyi. Z tej odległości nie mogłam rozszyfrować co jest na niej napisane, ale od razu spodobały mi się skrzydła. Miał krótko ścięte blond włosy i zło w oczach. Jego przeciwnik wydawał się być bardziej jego trenerem lub kimś naprawdę nie doświadczonym. Przerażało mnie z jaką siłą w niego uderza. Jego mięśnie zaciskały się i poluźniały z każdym ruchem, z każdym podskokiem. Nie widziałam jeszcze nikogo, kto miałby tak piękną twarz. Poczułam, że na policzkach zbiera mi się róż, choć nawet na sekundę na mnie nie spojrzał.
-Spencer? Za pięć minut wychodzimy. Idziesz, czy tutaj zostajesz?
Spojrzałam w stronę Owena i chłopaka, który później do niego dołączył. Kiwnęłam głową, a oni weszli do szatni. Zebrałam pośpiesznie wszystkie swoje rzeczy i wpakowałam je do torebki. Zeskoczyłam z parapetu i idąc w kierunku drzwi od szatni jeszcze raz spojrzałam na chłopaka na ringu. Miał w sobie jakieś przyciąganie, musiałam jeszcze raz przyjrzeć się jego twarzy. Nie spodziewałam się jednak, że zobaczę jak ten drugi od jego uderzenia zgina się na macie i zalewa krwią. Gdy tylko znalazłam się za ścianą oparłam się o nią i ścisnęłam torbę. To było dziwne. Ocknęłam się, gdy Owen znalazł się obok.
-Idziemy?
Pokiwałam twierdząco głową, a jego kolega wyciągnął w moim kierunku rękę. Odpowiedziałam na gest.
-Chase.
-Spencer.
Uśmiechał się do mnie szeroko, a ja nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Widziałam, że Owen przekręca oczami. Chase puścił do mnie oczko i ruszył za Owenem. Zostałam w tyle, ale nikt się chyba tym nie przejmował. Kucnęłam stawiając torbę na podłodze, żeby szybko wygrzebać z niej telefon. Wstałam jednak jeszcze szybciej, gdy zdałam sobie sprawę, że nie jestem nawet pewna czy trafię do wyjścia. Zamarłam jednak, gdy poczułam, że na kogoś wpadam. Podniosłam wzrok i ujrzałam tą piękna twarz. Odsunął się ode mnie, a ja zastanawiałam się co powinnam powiedzieć. Chyba zwykłe przepraszam.
-To chyba nie jest miejsce dla Ciebie, Kotku.
Zaśmiał się, pociągając dość duży łyk wody, gniotąc przy tym butelkę. Poprawiłam nerwowo torebkę i dyskretnie złapałam za materiał zwiewnej sukienki. Powinnam w sekundę stąd zniknąć.
-Justin, idziesz?
Zmierzył jeszcze raz moją sylwetkę i wyminął mnie ruszając do szatni. Poczułam ścisk w żołądku. Czułam na sobie jego wzrok, ale nie odwróciłam się. Powinnam trzymać się Owena.